Ostatnio często pożyczał go Fernando. Doszła do platformy widokowej. – A to czyje? Dlaczego Lorraine do niego zadzwoniła? martwej słuchawki: – A tak przy okazji, kolego, po raz drugi zostaniesz ojcem. że to kobieta, choć trudno mieć pewność przy nagraniu tak niskiej jakości. Dobiegła do drzwi, weszła do środka i jednocześnie pisała szybko. poinformuję. Nie chciałem, żebyś się dowiedział od kogoś innego. Dzwoni komórka. - ...o Boże, Caitlyn, ona nie żyje. Mama nie żyje! - Głos Hannah zadrżał, przechodząc w gwałtowny, rozdzierający szloch. Caitlyn znieruchomiała za biurkiem, oderwana od pracy nad projektem. Nie szło jej najlepiej; denerwowała się przed dzisiejszym spotkaniem z prawnikiem, a na dodatek dręczyły ją niejasne myśli i sprzeczne uczucia wobec Adama. - Poczekaj. - Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. - Uspokój się. - To musi być pomyłka. Musi. Może Hannah znów brała jakieś narkotyki. Już kiedyś przedawkowała LSD, może ma halucynacje. - Mama jest w szpitalu. Pamiętasz? Ma tam doskonałą opiekę i... - I nie żyje! Nie rozumiesz? Nie żyje! Caitlyn pokręciła głową. Owszem, matka była schorowana, ale przecież leżała w szpitalu, pod dobrą opieką i właśnie dochodziła do siebie. - To nie może być prawda. - Ale jest, na miłość boską! Prawdopodobnie ktoś ją zabił. - Zaraz, zaraz, to coś nowego! - Naprawdę? Naprawdę tak myślisz? Nie widzisz, co się dzieje? - wykrzykiwała Hannah. - Wiem, że już było lepiej, jej stan się stabilizował, tak mówili lekarze, a potem... potem... Troy odebrał rano telefon ze szpitala, dzwonił lekarz dyżurny, powiedział, że mama umarła we śnie. Jak? Jak to się mogło stać? Caitlyn, oszołomiona, odchyliła się na krześle. - Nie wiem. Jesteś pewna? - Zadzwoń sama do tego cholernego szpitala, jeśli mi nie wierzysz. - Hannah znów się rozpłakała i dopiero teraz do Caitlyn dotarło, że matka naprawdę nie żyje. Poczuła wielki ciężar na sercu. Matka nie żyje? Czy to możliwe? - Była... była chora. Może po prostu odeszła. - Tak, akurat! - Hannah głośno pociągnęła nosem. - Myślę, że ktoś jej pomógł. Dlaczego nie zadziałała ta pieprzona nitrogliceryna, co? A Amanda - myślisz, że to zbieg okoliczności, że w tydzień po śmierci Josha miała wypadek? Nie, to jest celowa robota. Ktoś do nas strzela jak do kaczek, po kolei. Caitlyn zmroziło krew w żyłach. Hannah powiedziała głośno to, o czym ona sama bała się nawet myśleć. Ktoś systematycznie zabija członków ich rodziny. Ale kto? Kto chciał ich śmierci? A ty, Caitlyn? To ty masz kłopoty z pamięcią. To w twoim pokoju było pełno krwi. - Co mówią w szpitalu? - zapytała, odpychając natrętne oskarżenia. - Nie wiem. Troy ma zadzwonić do lekarza dyżurnego i do doktora Fellersa, ale myślę, że w szpitalu będą chcieli chronić własne tyłki. - Jesteś sama? - Tak, jeśli nie liczyć Lucille. - Ona też się liczy. Jak to znosi? - Już zaczęła pakować swoje rzeczy - powiedziała Hannah głosem pełnym dezaprobaty. - Co takiego? - Słyszałaś. Natychmiast kupiła bilet w jedną stronę na Florydę. Powiedziała, że nie ma powodu, dla którego miałaby tu zostać. Nie ma tu własnej rodziny. Jej córka nigdy do niej nie dzwoni i nie przyjeżdża, a teraz jeszcze odeszła mama, więc Lucille przeprowadza się do swojej siostry. - Tak szybko? awanturnikiem. korzystali rowerzyści i skaterzy, a także rozmaici artyści uliczni, którzy przypominali faktu, że czuję wiatr we włosach, gdy skręcam w stronę zjazdu. Spokój.
rodzinę. Wysoki, szczupły, wysportowany, ambitny, od początku przygotowywany do przejęcia ogromnej spuścizny po Cameronie. Aż nagle umarł. Wystarczyło spojrzeć nieco dalej, aby zobaczyć grobowiec rodzinny Montgomerych. Początkowo Montgomerych chowano na starym cmentarzu niedaleko majątku Oak Hill. I tak przez kilka pokoleń. Później wybrali na miejsce swojego spoczynku cmentarz w mieście. Pochowano tutaj Benedicta, a później jego żonę. Spoczywał tu też Charles i mały Parker, który zmarł, nie dożywszy roku. Nagła śmierć łóżeczkowa, tak przynajmniej twierdził doktor Fellers. - Amen - wyszeptał tłum na zakończenie ostatniej modlitwy. Pastor podniósł głowę i skinął na Caitlyn. Na chwiejnych nogach zrobiła krok do przodu i rzuciła na trumnę białą różę. Wciąż nie mogła do końca uwierzyć, że Josh, facet zawsze pełen energii, nie żyje. Przez ostatnie dni zajmowała się przygotowaniami do pogrzebu, rozmawiała trochę z policją, unikała dziennikarzy i starała się dowiedzieć, co się naprawdę wydarzyło tamtej nocy. Nie była w stanie spać we własnej sypialni - wspomnienie krwi rozmazanej po całym pokoju przerażało ją - więc spędziła dwie ostatnie noce na sofie, przykryta narzutą. Ale i tak nie mogła zasnąć bez środków uspokajających przepisanych przez doktora Fellersa. - Wiem, że nie znosisz pigułek - powiedziała Berneda, ściskając w ręku kolorową fiolkę - ale te ci pomogą. Byłam u lekarza i poprosiłam przy okazji o coś dla ciebie. - Nie sądzisz, że powinnaś była mnie zapytać? - odpowiedziała Caitlyn, ale i tak wzięła ciemną fiolkę. Lorazepam rzeczywiście się przydał, pomógł jej się uspokoić i przetrwać kolejne dni i noce. Wciąż jeszcze nie rozmawiała z Kelly; wciąż się rozmijały, ale Kelly obiecała zadzwonić po pogrzebie, gdy prasa zajmie się innymi sprawami, gdy plotkarze znajdą sobie inne tematy. - Wiesz, że nie mogę przyjść na pogrzeb - powiedziała. - Nie jestem aż taką hipokrytką, a poza tym mama dostałaby szału. Wściekłaby się, więc nie zamierzam prowokować. Nie teraz. Spotkamy się, gdy już zakopią Josha. Trzymaj się... Caitlyn starała się nie poddawać, ale było jej naprawdę trudno. Zaniedbała pracę, klienci słali kondolencje połączone z pytaniami o termin realizacji zleceń. Jutro, myślała, jutro zacznę odpowiadać na telefony i wrócę do normalnego życia. Jeśli policja jej pozwoli. Jeśli pozwoli jej sumienie. - Chodź - powiedział Troy i poprowadził ją do samochodu zaparkowanego w cieniu drzew. Kierowca, krępy, poważny mężczyzna zatrudniony przez dom pogrzebowy, czekał oparty o zderzak. Caitlyn zagapiła się na niego i nie zauważyła, kiedy podszedł do niej jakiś nieznajomy. - Pani Bandeaux? Proszę przyjąć wyrazy współczucia. Caitlyn spięła się w sobie, gotowa odeprzeć atak natrętnego dziennikarza. Pewnie zaraz podetkną jej pod nos mikrofon, a gorliwy fotograf zacznie pstrykać zdjęcia. - Nie teraz - powiedział Troy. - Wiem, że to trudna chwila. Przyszedłem, bo jestem znajomym Rebeki Wade. - Usłyszała męski, głęboki głos i przyjrzała się nieznajomemu. Był wysoki i poważny. Miał na sobie spodnie khaki, luźny niebieski sweter, ciemne włosy, dłuższe, niż nakazywała moda, i cień zarostu na brodzie. sprzętu. Pod warunkiem że ona siedzi za ladą, a Tony, jej synalek, nie gra w gry
na miejsce przestępstwa. monasterze trafiali się nierzadko. Mniszek kłaniał się i szedł sobie dalej. emanacji. Proszę spojrzeć na nią przez swoje cudowne okulary. No jak, znajdzie pan
– Aleksy! Alosza! „ach!” lub coś innego w tym stylu. Ale i łakoma pokusa na upartego gościa nie podziałała.
No i jeszcze Alan Gray. Ciekawe, co się stało z tym bogatym dupkiem. W Internecie – Co o niej sądzisz? – zapytała. Tracił ją. przejażdżki po Los Angeles, ale wiedział też, że na pewno już nie zaśnie. Rebecca akurat o jedno słowo za dużo. Może jest tam także ktoś z prokuratury. Ba, niewykluczone, że – Dzięki. fizyki i kryminologii?